Każde dziecko to indywidualny zespół cech i naturalnych predyspozycji. Pracując z takim wachlarzem możliwości nietrudno się pogubić, a tym bardziej – iść schematem.
Niestety, schematyzm się nie sprawdza ani w szkole podczas normalnych lekcji, ani w żadnej innej formie aktywizacji ucznia. Konkursy to prawdziwy poligon doświadczalny zarówno dla nauczyciela, jak i dziecka. Tutaj liczy się znajomość „przeciwnika” (czyli zasad i zagadnień konkursowych), ale i własnej armii.
Nie bez przyczyny konkursy są rozpisane w różnych formach: pisemnej, ustnej, dają pole do popisu sferze artystycznej… Daje to ogromne szanse niemal wszystkim dzieciom. Ale czy tak do końca jest?
W codziennej pracy napotykamy na uczniów, którzy są nieustannie aktywni: zgłaszają się, odpowiadają chętnie i ze swadą, nie boją się wystąpień i zawsze są w obsadzie „czarnych koni” konkursowych. Ale co zrobić z tymi, którzy osiedli na drugim biegunie? Milczący, wycofani, zawstydzeni? Oni też maja potencjał, choć na początku w ogóle tego nie widać. A my mamy z tej grupy wyłonić nie tylko tych, którzy chcą, ale także tych, których warto byłoby zachęcić. Zresztą, prawdziwy strateg zawsze ma jakiś plan B, a konkurs to doskonała okazja, żeby swoją taktykę wykorzystać.
W jednym z konkursów miała wziąć udział starannie wyselekcjonowana grupka uczniów. Nauczyciel pracował z nimi dzielnie, dbając, aby wiedza wpływała gładko i równie gładko była przez nich utrwalana. Termin zbliżał się nieuchronnie i emocje sięgnęły zenitu. Terminarz spotkań grupy wsparcia wyraźnie się zagęścił i właściwie wszystko było gotowe do godziny „zero”. Na trzy dni przed konkursem ponad połowę zespołu wyeliminowała… galopująca grypa jelitowa, stawiając nauczyciela i jego podopiecznych w naprawdę dramatycznej sytuacji. Tyle pracy, energii, oczekiwań… A ponieważ nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy i przegrupować oddziały. Wybór był naprawdę wąski – ale czas naglił i nie można było zanadto grymasić. Po burzliwych obradach w pokoju nauczycielskim oraz szeregu cennych wskazówek skompletowano „drugi garnitur”.
W dniu konkursu zespół stawił się w odświeżonym, ale pełnym składzie. I co się okazało? Jeden z uczniów („ten jest taki spokojny, wygląda na myślącego, ale mało aktywny, trójkowy zaledwie… może on?”) bez zbędnych ceregieli wykosił konkurencję, błyskawicznie i poprawnie w 100% odpowiadając na zadania konkursowe. Opiekun nie mógł wyjść z podziwu i zdziwienia, bo uczył ten diament od dwóch lat i jakoś nie pamiętał, żeby aż tak go oszlifował…
Po wszystkim, gdy zwycięska drużyna wiozła już trofeum, aby umieścić je nazajutrz w szkolnej gablocie chwały, opiekun zapytał nieśmiało, dlaczego do tej pory uczeń o takim potencjale nigdy się nie zgłaszał na lekcji, a już o udziale w konkursach w ogóle nie było mowy. Lider starcia odpowiedział szczerze:
– Nie wiem. Chyba mnie to nie kręci…?
Tak to właśnie bywa – nie wiemy do końca, co drzemie w uczniowskich głowach. Ale nauka z tego płynie jasna: nigdy nie można przesądzać o uczniu w kontekście jego aktywności na lekcji czy osiągniętych ocen. Każdy ma swojego asa w rękawie. Wystarczy dać mu szansę, aby tego asa z rękawa wyciągnął.
Kasia – Wrocław
Zaprojektowane dla Leon Ogólnopolski konkurs przedmiotowy. Wszelkie prawa zastrzeżone.