W początkowej fazie tworzenia tego tekstu, głównym bohaterem miał być uczeń. Opisane byłoby jego zmęczenie po pierwszym semestrze nauki, rozkojarzenie spowodowane słoneczną pogodą a na koniec ( jak na tacy) podsunięte triki, motywujące do działania i wytężonej pracy. Jednak w tym momencie z rytmu wybiło mnie zapytanie szefowej, której zależało na sprecyzowaniu daty ukończenia tekstu.
Tak oto zdałam sobie sprawę, „że trochę jestem w proszku, trochę niedokończone, trochę nieuporządkowane, trochę zajęłam się czym innym, trochę nie miałam czasu”. Co najgorsze – w trakcie pracy pojawiło się za dużo tego nieszczęsnego „trochę”.
Czy zatem zbyt szybkie zniechęcanie się do wypełniania obowiązków jest wyłącznie domeną dzieci? Zdecydowanie nie. Do codziennego życia (także u dorosłych) wkradają się „przeszkadzajki”, te błahe i te absolutnie poważne. Dlatego warto ( oczywiście z lekkim dystansem) zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, dlaczego tak trudno uczniowi przysiąść do odrobienia lekcji i nauki do sprawdzianu. Warto także zastanowić się dlaczego nam (jednostkom specjalnym) tak trudno rozpocząć sprawdzanie tego co nasi ulubieńcy stworzyli w zeszytach (często w jednym i do wszystkiego), uzupełnienia świadectw szkolnych (pełen relaks), tworzenia porównań diagnoz (niekończąca się opowieść pełna wykresów, tabelek i procentów), pisania sprawozdań (także samochwałek) i do pozostałych fascynujących zajęć, które odkładamy na półkę o (jakże znanej) nazwie : „Rzeczy do zrobienia później. Jeszcze przyjdzie na to czas”. Oczywiście on w końcu przychodzi. Najczęściej, kiedy półka w końcu nie wytrzymuje i pod wpływem ciężaru ugina się aż do samej podłogi 😉 Tylko, że wtedy robi się nerwowo. Okazuje się, że noc za krótka, kawa za słaba, oczy same się zamykają a mąż chrapiący obok (mówiąc krótko) nie ułatwia. Miejmy na uwadze, że nie wszystkie „przeszkadzajki” dopadną nas w jednym momencie. Może okazać się, że dzisiaj staniemy się wydajni do granic możliwości i z listy zadań ( z triumfem wymalowanym na twarzy) skreślimy wszystko. Innym natomiast razem dosięgnie nas migrena roku na samą myśl uruchomienia laptopa lub otwarcia ćwiczeń.
Zastanówmy się zatem, co może zaburzyć nasz rytm pracy?
1. GŁÓD I PRAGNIENIE. Wracając do domu daj sobie chwilkę. Przebierz się w garnitur od światowej sławy projektanta (czyt. nasz ulubiony szary dresik) i zjedz coś. Nie mam tu na myśli dwóch pięterek ptasiego mleczka ( chociaż przepychota i warto z jego powodu mieć krąglejsze bioderka) tylko o pełnowartościowym posiłku z herbatą lub kawą w zestawie. Nie da rady pracować efektywnie, podczas gdy żołądek co chwila daje o sobie znać.
2. STRES I/LUB ZMĘCZENIE. Po ciężkim dniu spędzonym w szkolę bądź w pracy (lub nie daj Boże 2 w 1 😉 ), jesteśmy czasem w nienajlepszej formie. Zrelaksuj się. Jedni „podładują baterie” podczas słuchania muzyki (niekoniecznie klasycznej), czytania gazety lub po prostu krótkiej drzemce. Przy ostatniej opcji nie nalegam na kontakt z lekarzem lub farmaceutą ale zachęcam do ustawienia budzika aby nie obudzić się w środku nocy bądź nad rankiem. Wiem po sobie.
3. NAGŁE ODWIEDZINY ZNAJOMYCH/RODZINY. Jeśli byli w pobliżu i postanowili na chwilę się z Tobą spotkać – w porządku. Miło jest czuć się lubianym a swoją obecnością sprawiać przyjemność innym. Krótka kawa i wymiana opowieści może być jak najbardziej odskocznią od pracy i sposobem na rozładowanie stresu. Problem pojawia się, gdy rodzina lub znajomi (bez wstępnego umówienia się) praktycznie rozbijają u Ciebie obóz. Zaopatrzeni są tak, że nie ma możliwości aby doskwierał ci powyżej opisany punkt pierwszy. Przez głowę przechodzi Ci myśl, że w sumie to tylko namiotu im brak.
4. TELEFON KOMÓRKOWY
a) SMS I ROZMOWA. Zawsze ktoś zadzwoni, ktoś napisze. Jeśli jednak nikt, to ja wykonam pierwszy krok! „Ciekawe co robi Baśka i Kaśka? Napiszę niezobowiązująco. Co słychać? Nic? Nuda? U mnie też! Bla, bla bla…” Godzina przeleciała między palcami- hyc!
b) STRONY SCROLLOWANE TZW. PRZEWIJAKI. Mało treści, dużo obrazków i filmików. Najczęściej z kategorii śmiesznej. Ogólnie rzecz mówiąc jest to efektowny złodziej czasu, który wymaga od nas tylko przewijania strony w dół. Zbiór wszelakich „kotełów, piesełów i typowych Grażynek na siłowni”. Kiedy zdążysz na chwilę się ocknąć to okazuje się, że jesteś na dwudziestej czwartej stronie tych wariacji.
c) PORTALE SPOŁECZNOŚCIOWE. Często jedyny kontakt ze światem zewnętrznym w ciągu tygodnia pracy. „Ona wcale nie ma worków pod oczami jak wstaje! Na imprezę idzie, patrzcie! Tamten ma nową dziewczynę, samochód albo jedną i drugą opiekunkę do Jego wypłaty”. I tak oto wkręcamy się w ten idealnie wykreowany przez ludzi świat. Widzimy w nim tylko to, co inni chcą żebyśmy widzieli. Nie więcej, nie mniej. Odwracając głowę, spoglądamy jeszcze na stertę dokumentów i utwierdzamy się w beznadziejności swojego położenia.
5. BAŁAGAN. Naturalne jest uporządkowanie naszego miejsca pracy (np. biurko) bądź pozmywanie naczyń. Najgorsze jest wynajdywanie sztucznych obowiązków. W naszym domu, kiedy przychodziło podsumowanie semestru, nic nie przeszkadzało mi bardziej niż brudne okna. Nieistotne, że zima. Jeśli okna błyszczały jak w reklamie oznaczało to, że albo jestem w trakcie sesji (jako studentka) albo zbliża się koniec roku szkolnego (jako nauczycielka). Okna były wymówką nie do przeskoczenia 😉
6. POZIOM TRUDNOŚCI ZADANIA. „Martw się w działaniu a nie działaniem” jak mawiał W. Churchill a obecnie powtarza mój mąż. Jeśli założymy, że zadanie jest trudne do wykonania to automatycznie spychamy je na dalszy plan. Mądrzejszym posunięciem byłoby rozplanowanie go w czasie. Zyskamy wtedy na przykład możliwość skonsultowania ewentualnego problemu z kimś bardziej od nas doświadczonym. Nie należy z góry nastawiać się na porażkę, która niekoniecznie „zaszczyci” nas swoją obecnością.
7. DZIECKO. Z czystym sumieniem stwierdzam, że to jedyny sensowny „powód”, dla którego z czymś się nie wyrabiam a mój dzień nigdy nie wygląda dokładnie tak jak go sobie zaplanowałam. Okazało się, że to nie Krzysztof Jarzyna ze Szczecina (który ściąga okulary tylko w wyjątkowym okolicznościach) jest szefem wszystkich szefów. Okazało się, że to mój 3-miesięczny mały człowiek decyduje o moich posiłkach ( co zjem i o której), prysznicu (czy zdąże spłukać odżywkę do włosów), kiedy wyprasuje pranie i ostatecznie – kiedy napiszę jakiś tekst. Stwierdzić jednak muszę, że jest to najlepszy szef na świecie jakiego mogłam sobie wymarzyć 😉
PS. Mąż wołający : „ Halinaaaa, gdzie są moje skarpety?!” to nie przeszkadzajka. To codzienność 😉
Agnieszka Sokołowska
Zaprojektowane dla Leon Ogólnopolski konkurs przedmiotowy. Wszelkie prawa zastrzeżone.